Rezygnacja selekcjonera  polskiej reprezentacji Paulo Sousy spowodowała istne trzęsienie ziemi. ,,Szok”, ,,oburzenie”, ,,Sousa wbił nóż w serca polskich kibiców”, ,,szczur”, siwy tchórz”, ,,sprzedawca świecidełek”, ,,Sousa zrobił na w bambuko”, ,,zdrajca”, powinien zapłacić odszkodowanie”, ,,to jest gangsterka”, ,,okłamałeś 40 mln Polaków”, to najłagodniejsze tytuły gazet i portali.

 ,,To skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie, niezgodne z wcześniejszymi deklaracjami trenera, dlatego stanowczo odmówiłem” – oburzał się prezes PZPN Cezary Kulesza. Jeszcze dosadniej wyraził się były prezes związku piłki nożnej Michał Listkiewicz: ,,Czuję się oszukany, poniżony i wyru***ny. To wstyd, że daliśmy się nabrać sprzedawcy świecidełek”.  

Narodowa histeria, jak przytomnie ktoś zauważył, połączyła  na koniec roku wszystkich Polaków. No może nie wszystkich.

,,Dymisja Sousy to najlepsza świąteczna wiadomość. Bogu dzięki!”

skomentował nasz bohater z Wembley Jan Tomaszewski i ma rację.

Tak naprawdę to Sousa po meczu z Węgrami powinien z hukiem wylecieć ze stanowiska i chyba  o to chodziło, ale wtedy należałoby mu wypłacić odszkodowanie liczone w milionach złotych, mając na uwadze hojność, a może i co innego Zbigniewa Bońka, który był znakomitym piłkarzem, ale marnym prezesem PZPN. Zresztą jego wiarygodność jest zbliżona do wiarygodności Sousy. Gdy kandydował na prezesa PZPN to często powtarzał, że będzie tę funkcję pełnił nie pobierając pensji. Szybko jednak zmienił zdanie.

W tak ważnej sprawie jak rezygnacja trenera narodowej drużyny w piłkę kopaną nie mogło zabraknąć głosów najważniejszych osób w państwie. W sprawie Sousy stanowisko zajął, jak zwykle pryncypialne, Prezydent Andrzej Duda: ,,Nie mogłem w to uwierzyć” i porównał rezygnację Sousy … z ucieczką Henryka Walezego z Wawelu”.

Nie mogło także zabraknąć komentarza specjalisty w każdej dziedzinie t. j Patryka Jakiego, człowieka orkiestry – radnego, posła, wiceministra, europosła, kandydata na Prezydenta Warszawy: ,,Zniszczył nam dwa turnieje i zmarnował czas z najlepszym od lat pokoleniem piłkarzy, a teraz ucieka.” Dziwnie i mało wiarygodnie brzmią te słowa w ustach polityka,  który po roku sprawowania funkcji radnego, składa rezygnację i zostaje wybrany na posła. Trzy lata później, chcąc zagrać w wyższej lidze, ciągle będąc posłem, startuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Tym razem jeszcze bez powodzenia, co nie przeszkadza mu wykonując mandat posła w kandydowaniu w 2018 r. na prezydenta Warszawy, wprawdzie bezskutecznie, ale rok później i tu znów zaskoczenie, rezygnuje z mandaty posła i zostaje …europosłem. Wreszcie upragniona liga mistrzów, bo przecież Sejm to zaledwie pierwsza liga, nie mówiąc już o byciu radnym sejmiku, powiatu czy też gminy.

Pan Patryk Jaki za każdym razem gdy kandydował w wyborach do sejmiku, Sejmu, na prezydenta Warszawy, czy też do Parlamentu Europejskiego nie rezygnował z poprzednio pełnionej funkcji, a przecież będąc kandydatem składał wyborcom obietnice realizacji programu wyborczego i zabiegał o ich głosy i je uzyskiwał. Natomiast gdy trafiała się okazja zagrania o wyższą stawkę – Sejm, urząd prezydenta Warszawy, Parlament Europejski –  był gotów bez najmniejszych skrupułów porzucić dotychczasowe zajęcie, zapominając o obietnicach składanych wyborcom. Przypominam sobie, że gdy w 2004 r. niektórzy posłowie Samoobrony wyrazili zamiar kandydowania do Parlamentu Europejskiego, jej przewodniczący Andrzej Lepper postawił sprawę jasno. Ten kto chce ubiegać się o wyjazd do Brukseli musi najpierw zrezygnować z mandatu posła do Sejmu. Nikt nie zaryzykował. 

Europoseł Patryk Jaki nie jest jakimś wyjątkiem w polskiej polityce. Wspomniany Prezydent Andrzej Duda będąc posłem do Parlamentu Europejskiego kandydował na najwyższy urząd w państwie i to z powodzeniem i nikomu to nie przeszkadzało.

Inny czołowy polityk – Donald Tusk – w 2013 r. kilkakrotnie zapewniał, że ,,Bycie polskim premierem to dla mnie stokrotnie ważniejsze niż ewentualne awanse europejskie. Mój wybór jest jednoznaczny. Podjąłem decyzję, że chcę być polskim premierem. Do 2015 r., do wyborów parlamentarnych, będę angażował się w sprawy polskie. (…) W życiu nie będę miał większego zaszczytu, satysfakcji i determinacji niż w roli premiera.” (TVP 2 z 10.06 2013 r.) Co się wydarzyło rok później, wszyscy wiemy. Uczyliśmy się razem z Tuskiem angielskiego, tylko on w Brukseli.

Ani w przypadku zachowania Dudy, Jakiego czy Tuska nie zauważyłem  takiej ogólnonarodowej histerii jaka  ma miejsce obecnie w przypadku Sousy. Nie słyszałem głosów oburzenia, wyzywania od tchórzy, zdrajców, sprzedawczyków. Nikomu nie było wstyd, że dał się nabrać na obietnice wyborcze, nikt nie poczuł się poniżony, oszukany, czy też zdradzony, a przecież każdy z tych polityków, tak jak Sousa zrezygnował z pełnionej funkcji w czasie jej trwania obejmując wyższe stanowisko.

Nikt nie wzywał także, tak jak w przypadku Sousy, do poniesienia konsekwencji finansowych w postaci obowiązku zapłaty odszkodowania, a przecież każda kampania wyborcza to olbrzymie koszty ponoszone na rzecz kandydatów liczone w dziesiątkach milionów złotych, finansowane z kas partyjnych zasilanych z budżetu państwa, a więc z naszych podatków.

W przeciwieństwie do piłki nożnej, która współcześnie przypomina bardziej rozrywkę niż sport, decyzje polityków dotyczą nas wszystkich, bez wyjątków. Natomiast rezygnacja Paulo Sousy to przysłowiowa burza w szklance wody, bez jakiegokolwiek poważnego znaczenia, natomiast znakomity prezent dla rządzących, jako temat zastępczy. A Sousa? Zapewne dostał propozycję pracy za dużo wyższe wynagrodzenie, z lepszą drużyną, w cieplejszym kraju, czemu się więc dziwić. W państwie Dudy, Jakiego i Tuska to przecież standard.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 4.9 / 5. ilość głosów 8

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

1 KOMENTARZ

Skomentuj anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here