…ale nie przez Trzaskowskiego
Znowu wszystko jest możliwe: Duda przez miesiąc stracił ponad jedną trzecią zwolenników. Jego notowania spadają lawinowo jak Komorowskiego przed pięciu laty
Skoro prezydent ma już tylko 39 proc poparcia to druga tura wydaje się nieunikniona. Jedyna nadzieja Dudy to Trzaskowski, wymarzony przeciwnik w drugiej rundzie.
Dawno nie mieliśmy wyniku tak jednoznacznego, w dodatku chodzi o sondaż renomowanego ośrodka Kantar, którego badania poważają analitycy: Andrzej Duda może liczyć na głosy 39 proc wyborców, 18 proc Polaków woli poprzeć Rafała Trzaskowskiego, zaś 15 proc wsparłoby w dniu wyborów Szymona Hołownię. Pozostali się nie liczą: Krzysztof Bosak i tak cieszyłby się przed kampanią ze swoich 8 proc poparcia, a spadek notowań Władysława Kosiniak-Kamysza do 3 proc okazuje się jedną z licznych niespodzianek tego badania [1].
Największą pozostaje jednak tąpnięcie, jakie dotknęło elektorat Dudy: w miesiąc liczba jego zwolenników zmalała o ponad jedną trzecią – 20 punktów procentowych. Trzaskowski jest nowy w stawce, a większość wyborców Hołowni jeszcze miesiąc temu go nie popierała.
Potwierdzają się więc przewidywania, że pandemia przyczynia się do zaskakujących zmian w politycznych preferencjach. Już je dostrzegamy.
Przewaga Trzaskowskiego nad Hołownią wynosi tylko tyle, co dopuszczalny błąd takich badań, ale urzędujący prezydent powinien modlić się o to, żeby kandydat Platformy ją utrzymał. W drugiej turze bowiem wygrywa z Trzaskowskim w cuglach – sam ma 48 proc a kandydat PO do niego 7 punktów straty. Jeśli rywalem zostałby Hołownia, to Duda zanotowałby wynik 47 proc, jego przeciwnik – 45 proc, czyli znowu „w błędzie”, praktycznie remis.
Nastroje falują, sytuacja wciąż jest nadzwyczajna, utrzymują się różnorodne kryteria wyboru, skoro jeśli przyjrzeć się wskazaniom na konkurentów Dudy to w pierwszej turze Polacy wolą kandydata głównej partii opozycyjnej. Ale już w drugiej – tego, który przedstawia się jako obywatelski. A logika badania Kantaru pokazuje, że prezydenta wybierzemy w drugiej turze.
Duda jest do pokonania ale nie przez kandydata PO – taki wniosek płynie z sondażu. Trzaskowski słusznie czy nie uosabia wojnę z PiS, w dodatku zwycięską jak wynik wyborów warszawskich sprzed dwóch lat. Zaś Hołownia – odrzucenie całej klasy politycznej, bo podkreśla bezpartyjność. Nigdy nie był posłem. Stoi za nim więcej postaci ze środowisk biznesu – zwłaszcza kapitału finansowego, który nic nie produkuje – niż polityki. Również gen. Mirosław Różański, weteran wojny afgańskiej, o którym mówiono, że sam wystartuje i dawny samorządowiec a obecny senator Wadim Tyszkiewicz były prezydent Nowej Soli. Za Trzaskowskim – aparat PO i to nie cały.
Dwutakt jak trabant czyli powrót wojny plemion
Trzaskowski, kandydat dopiero od tygodnia, już stał się Papkinem polskiej polityki bo zapowiada przewagi w dziedzinach, które do prerogatyw prezydenckich się nie zaliczają. Zwłaszcza w obliczu koabitacji z wrogim rządem. Do kategorii political fiction – nawet w wypadku wygranej – zaliczyć wypada złożone przez Trzaskowskiego obietnice powołania niezależnego prokuratora generalnego, moderowania służb specjalnych przez prezydenckie Biuro Bepieczeństwa Narodowego, rozszerzenie nadzoru Prokuratorii Generalnej (gdy wprowadzano ten urząd, posłowie z tylnych ław AWS sądzili, że chodzi o… żonę prokuratora generalnego) nad spółkami Skarbu Państwa o kontrolę ich obsady personalnej wreszcie rozpędzenia obecnej szczujni i wzorowania odrodzonej TVP na brytyjskim BBC. Czas resortów prezydenckich (były trzy: MSZ, MON i MSW) minął z chwilą uchwalenia Konstytucji z 1997 r, której PiS skłonne jest przestrzegać… tylko wtedy, gdy mu służy. W tym wypadku tak… Trzaskowski – politolog doskonale wie o tym, o czym niby zapomina Trzaskowski – kandydat.
Ale pretendent z PO stawia nie na realizm polityczny tylko na symbole: podsycenie wojny plemiennej z PiS ma zniwelować straty, odnotowane na skutek łagodnego i centrowego kursu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, zakończonego niespodziewanie autodestrukcyjnym apelem o bojkot wyborów.
Kandydat PO atakuje twierdze PiS: reżimową TVP zwłaszcza najbardziej tendencyjne Info i Wiadomości, prokuraturę Zbigniewa Ziobry, specsłużby Mariusza Kamińskiego. Niemal wszyscy wiedzą, że działają źle. Ale trudniej wmówić, że Trzaskowski je naprawi. Przez półtora roku w Warszawie wiele nie dokonał, raczej nią administrował niż rządził. Chociaż do dyspozycji były gotowe projekty naprawcze, przygotowane nie tylko przez kandydatów w wyborach samorządowych, ale też ekspertów, którzy w nich nie startowali jak ekonomista i przedsiębiorca Dariusz Grabowski.
Jako kandydat całego anty-PiS – czyli potencjalnie większości Polaków – okazuje się jednak Trzaskowski monotonny niczym dwutakt, motor enerdowskiego trabanta, pozostającego w poprzednim ustroju przedmiotem żartów. Polityk jednego tematu jest w stanie wyprzedzić konkurentów z opozycji ale nie pokonać urzędującego prezydenta – taki wniosek płynie z cytowanego już sondażu. Naprawdę więc Trzaskowski… pomoże Dudzie.
Hołownia, człowiek bez właściwości
Do niedawna mogło się wydawać, że Hołowni wystarczy rola, jaką przed pięciu laty odegrał Paweł Kukiz (lepszy wówczas nawet niż w pamiętnym filmie „Girl guide”), teraz coraz bliższy jest tej głównej, w której wystąpił wtedy Duda.
O poglądach Szymona Hołowni wiadomo niewiele. Język jego kampanii, nie zawsze zrozumiały dla pokoleń wychowanych w czasach walki PZPR z Solidarnością odpowiada młodszym rocznikom – łatwo przecież zapamiętuje się enigmatyczne „uwolnić wybory”. Rzucił je w dniach, gdy Polacy sporu o ich datę mieli równie serdecznie dosyć jak… samej pandemii, która dała do niego pretekst. Hołownia korzysta z tego paliwa, podkreśla, że partiom służą wybory parlamentarne a prezydenckie powinny wyłaniać niezależnego lidera. Nominatowi Platformy Trzaskowskiemu gotów jest wspaniałomyślnie zaoferować urząd premiera, co w czwartek uczynił publicznie.
Dawny wolontariusz, który potrafi nawet sobie publicznie popłakać dla jednych będzie świętym młodziankiem dla innych panem z telewizji i przez to łączy segmenty elektoratu nieosiągalne dla Trzaskowskiego. Jeśli Hołownia w drugiej turze z Dudą praktycznie remisuje a kandydat PO sromotnie przegrywa, to dlatego, że pierwszy z nich wykreował siebie na bohatera budującej opowieści o zmaganiach z pandemią zaś Trzaskowski – ponurej historii o walce z dyktaturą.
Kandydat PO na ataki odpowiada, czasem przesadnie (jak propagandystom z TVP Info), Hołownia nie musi, bo trudno się dziwić, że najbardziej plugawe paszkwile w stylu Piotra Semki jeszcze przydały mu zwolenników: nie da się uczynić mu zarzutu ze związków z TVN czy familią Kulczyków bo wszyscy o nich wiedzą. Celebrytę, którym Hołownia stał się na długo przed tą kampanią, trudniej atakować niż zawodowego polityka. Przypomina młodszą wersję Jarosława Gowina. Na razie zyskuje równie szybko jak Duda traci.
Drogą Komorowskiego
Prezydent Andrzej Duda zwany PAD w kabotyńskim skrócie upowszechnionym przez aparat PiS przez całą pięcioletnią kadencję stał się symbolem nijakości w polskiej polityce. Nawet zwolennicy nie potrafili powiedzieć, czym się właściwie zajmuje poza podpisywaniem pożądanych przez Jarosława Kaczyńskiego ustaw. Taki serialowy Adrian wcale jednak Polakom nie przeszkadzał. W rankingach zaufania nagradzano go za to, że nie kojarzy się z najbrudniejszą sejmową i rządową polityką, swarliwą i nieskuteczną.
W pandemii sytuacja się zmieniła. Polacy mają dość. W dodatku nowe sprawy: afera Łukasza Szumowskiego, ministra zdrowia i jedynego polityka wyprzedzającego prezydenta w rankingach zaufania oraz przywrócenie Jacka Kurskiego do zarządu TVP przez PiS odbiorą mu kolejnych zwolenników. Bo przecież pozbycie się prezesa – cenę za podpis pod dwoma miliardami na państwową telewizję i radio – uznano za jego sukces. Krótko się nim cieszył.
Komorowskiego zgubili źli doradcy oraz arogancja, każąca mu przekonywać, że na drugą turę szkoda pieniędzy. Beneficjent jego ówczesnej porażki Andrzej Duda wydaje się ostatno zapominać, dzięki czemu prezydentem został. Gadanina, że skoro można iść do sklepu to na wybory też, przyjęcie rezygnacji szefowej kampanii Jolanty Turczynowicz-Kieryłło opluwanej przez lewackie – jak mówią w jego pałacu – media, przeszkadzanie w pracy ratownikom w Garwolinie gdzie honory domu pełnił działacz PiS jakby już bezpartyjnych w służbie zdrowia brakowało – wszystko to sprawiło, że Duda będący do niedawna poza zasięgiem rywali teraz sam ma z wyborami kłopot. Chyba, że konkurenci po raz kolejny mu pomogą. Dotychczas, choć się tak szybko zmieniali, mógł na nich liczyć.
[1] Kantar, sondaż z 18-19 maja 2020