Krzepiąca lista obecności

0
82

Po raz pierwszy w tej kadencji Sejmu spotkali się przedstawiciele wszystkich z wyjątkiem PiS obecnych w nim ugrupowań, żeby porozmawiać o sposobach przeciwdziałania łamaniu przez formację rządzącą demokratycznych procedur w samym parlamencie. Chociaż wspólnego kandydata na marszałka Sejmu nie uzgodniono, sam fakt rozmowy w tak szerokim gronie okazuje się optymistycznym sygnałem. 

Jeśli uczestnicy wtorkowego spotkania nie zmarnują jego efektów, dobrze wróży ono współpracy ugrupowań demokratycznych. Nie dla wyłonienia jakiegoś mitycznego “anty-PIS-u” lecz dla obrony zawartych w regulaminie Sejmu procedur. Rozmowa, toczona symbolicznie w Senacie, gdzie z woli wyborców uformowała się w tej kadencji demokratyczna większość, stanowiła godną odpowiedź opozycji na bezprawne unieważnienie decyzją marszałek Elżbiety Witek przegranego przez PiS głosowania w sprawie odroczenia obrad do września. Jego reasumpcji dokonano naginając regulamin, stanowiący jasno, że można głosować powtórnie tylko wówczas, kiedy pierwszy wynik budzi wątpliwości. A nie gdy teoretyczna większość przegrywa, bo się na czas nie zmobilizowała, jak stało się to w wypadku PiS.

Pocieszający sygnał stanowi zaproszenie przedstawicieli skromnych liczebnie kół parlamentarnych – znamionujące, że przedstawiciele głównych formacji opozycyjnych zrozumieli, że liczy się każdy głos a wszystkich posłów należy szanować. Bez tego korzystne wyniki głosowań pozostaną mrzonką. Ale też poparcie opinii publicznej okaże sie nikłe, jeśli w opozycji utrwali się podział na mocarzy i plankton. 

Spotkanie od Lewicy po Konfederację, z udziałem sejmowej reprezentacji Polski 2050 Szymona Hołowni, koła Polskie Sprawy, a także zwolenników Jarosława Gowina i nieortodoksyjnego przedstawiciela koła Kukiz’15 częściej głosującego z PiS oraz oczywiście Koalicji Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego z tego już powodu, że doszło do skutku, formułuje wobec naruszających reguły gry rządzących swoiste non possumus. 

Jeśli jednak na tym wszystko się zakończy – PiS rządzić będzie dalej w Sejmie jak w kraju, łamiąc przy tym respektowane przez wszystkich poprzedników zasady.

Wyłonienie wspólnego kandydata opozycji na marszałka Sejmu, po to, żeby odwołać Elżbietę Witek, wymaga przede wszystkim od najmocniejszych ugrupowań pragmatycznego myślenia i wyzbycia się partykularnych ambicji. Wiadomo, że nie może nim być przedstawiciel arytmetycznie najsilniejszej Koalicji Obywatelskiej, bo nie poprze go Konfederacja, a zapewne również posłowie, którzy niedawno opuścili PiS. Dla PSL wybór Władysława Kosiniaka-Kamysza lub Piotra Zgorzelskiego oznacza naruszenie subtelnej równowagi wewnętrznej, a więc paradoksalnie zamiast partię wzmocnić, może okazać się destrukcyjny. Pierwszego z wymienionych polityków, pomimo licznych zasług dla demokracji w Sejmie i poza nim, obciąża fatalny wynik z ubiegłorocznych wyborów prezydenckich. Skoro kandydatura Wandy Nowickiej z Lewicy nie ma szans na poparcie z prawej flanki sejmowej sali, a ponowne wysuwanie – po nieudanej kampanii prezydenckiej – Małgorzaty Kidawy-Błońskiej wydaje się raczej sposobem na utrącenie całego przedsięwzięcia (już widzę jak głosuje na nią Krzysztof Bosak, który zanim się wycofała, zdążył ją wtedy w sondażach wyprzedzić) – główne siły opozycji muszą wyzbyć się egoizmu, jeśli chcą potem powalczyć o całą pulę. W szlachetnej sztuce walki jaką jest dżudo sprawdza się zasada: cofnąć się aby zwyciężyć. Również wyborcy ugrupowań opozycyjnych oczekują od swoich raczej pokory niż buty.

Kandydata na marszałka szukać więc należy po staroświecku wśród polityków cieszących się szacunkiem i autorytetem a przy tym uosabiających koncyliacyjne zdolności. 

Wbrew pozorom uczestników opozycyjnych konsultacji – ale też, co dalece ważniejsze, wyborców ich ugrupowań – łączy nie tylko wzmożona niechęć do PiS, ale wspólnota przekonań w kwestii krytycznej oceny nieskutecznych działań rządzących wobec pandemii oraz potrzeby wspierania poszkodowanych przez nią przedsiębiorców, na których władza dodatkowo przerzuca koszty swojej motywowanej politycznie inżynierii społecznej. Oburzenie na rząd, który tak chętnie rozdaje nie swoje w zamian za poparcie, a jeszcze podatnikom, którym tę możliwość zawdzięcza, jak może życie utrudnia. To wcale nie tak mało. Nie tylko oburzenie z powodu nieuzasadnionej reasumpcji przegranego przez PiS głosowania i towarzyszącego mu kuglowania z ekspertyzami pozostaje wspólne. Zamiast odwoływać się do nie zawsze zorientowanych w sytuacji organizacji międzynarodowych trzeba szukać poparcia w kraju. Bo mandaty i podniesione właśnie decyzją prezydenta Andrzeja Dudy poselskie pensje zawdzięcza się nie TSUE lecz polskim wyborcom i płatnikom podatków.   
O sensie całej inicjatywy przesądzi również ogłoszenie już teraz jasnego przekazu, jak opozycja – wspólnie, a nie każde z ugrupowań osobno – zamierza zareagować na całkiem przecież prawdopodobne unieważnienie wyniku głosowania nad odwołaniem pani Witek za wcześniejszą pochopną reasumpcję, gdy rezultat znów okaże się dla rządzących niekorzystny.     

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 2

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here