Na gruzach Warszawy narodziła się nowoczesna polska świadomość: przepełniona przekonaniem, że walce o niepodległość towarzyszyć powinno unikanie masowych ofiar. Z tego przekonania wzięła się pokojowa, ale i zwycięska droga Solidarności z lat 1980-89, a wcześniej jeszcze – rozwaga Października 1956. Zaś z pamięci o cywilnych i wojskowych ofiarach Powstania Warszawskiego – kult bohaterstwa, który uniemożliwił sowietyzację kraju.
Gdy 1 sierpnia o siedemnastej rozlegają się syreny dla upamiętnienia Godziny W, po raz pierwszy od dawna pojawia się nieodparte skojarzenie z alarmami w sąsiednim kraju. A wraz z nim refleksja, że pokój ani niepodległość nie są dane raz na zawsze. W 78 rocznicę Powstania Warszawskiego ta sama armia, która wtedy stała na drugim brzegu Wisły, czekając aż stolica Polski się dopali, ostrzeliwuje teraz Charków i Mikołajów. Nie chodzi o szukanie prostych podobieństw, lecz wniosków pozwalających na to, by w zmierzającej ku lepszemu Europie nie przybywało tragicznych rocznic do świętowania.
Radosny optymizm powstaniowych piosenek czy wierszy miał swoje źródło w długim oczekiwaniu młodego pokolenia na podjęcie walki, zrozumiałym w warunkach bezwzględnego terroru okupanta. Decyzja zaś o wybuchu wynikała z powiązania militarnej okazji do ataku na cofających się na wszystkich frontach przed aliancką ofensywą Niemców z ostatnią możliwością zamanifestowania politycznej potęgi Polskiego Państwa Podziemnego, najsilniejszego w okupowanej Europie ruchu oporu, bez kompleksów porównywalnego z jugosłowiańską partyzantką czy francuską Resistance. Cena za to okazała się wygórowana.
Warszawa okazała się w tamtej wojnie jedyną europejską stolicą, której wszystkich mieszkańców wysiedlono, zniszczoną nie tylko całkowicie, ale w sposób planowy. Z niemal ćwierć miliona poległych w Powstaniu Warszawskim, 90 procent stanowiła ludność cywilna. Okrucieństwa dokonywane przez Niemców na warszawskiej Woli, gdzie mordowano bez różnicy płci i wieku, pozostają największą w całej II wojnie światowej zbrodnią wobec cywilów. Zginęło ich tam kilkadziesiąt razy więcej niż we francuskim Oradour-sur-Glane czy czeskich Lidicach. Na kwestię odpowiedzialności czy reperacji wojennych nie da się patrzeć z wojskowego punktu widzenia. Nie była to bowiem wojna podobna jak poprzednie. Ani nawet dla Polaków tylko kolejne powstanie w tak obfitującej w nie historii.
Możliwości narodu, po pięciu latach wyniszczającej okupacji, objawiły się w pełni w wyzwolonej części Warszawy, gdzie nie tylko ulice, ale i podwórka stanowiły linię frontu. Działało powstańcze radio Błyskawica, ekipa filmowa kręciła kroniki paradoksalnie akurat w chwili, gdy bomby burzyły kina, w których można by je wyświetlać. Pracowała powstańcza poczta, działał wymiar sprawiedliwości. Udzielano ślubów. Toczono dyskusje o przyszłości Polski. Całe uwolnione miasto walczyło. Sylwetki nastoletnich łączników czy sanitariuszek przeszły do historii na równi z dowódcami batalionów.
Spór o okoliczności decyzji o wybuchu, przez dziesięciolecia budzący najwyższe emocje, z każdym rokiem traci na znaczeniu. Z powodu nieubłaganych praw biologii, za sprawą których każdą kolejną rocznicę świętuje mniej uczestników. “Armia Krajowa odchodzi / nie w boju / na raka i wieńcowe choroby” – pisał jeszcze w latach 80. drugoobiegowy poeta Tomasz Jastrun, syn uczestniczki zrywu Mieczysławy Buczkówny. Za to żadnych kontrowersji nie wzbudza ówczesne bohaterstwo tak samych powstańców, jak wspierających ich cywilów, nie znajdujące precedensu w historii nie tylko wojennej Europy. Pamięć o nim w najtrudniejszych czasach: stalinizmu czy stanu wojennego skupiała rodaków na Powązkach oraz w rozlicznych miejscach upamiętnień. Nazwy pułków jak “Baszta”, zgrupowań jak “Krybar” czy “Żmija”, batalionów jak “Zośka” czy “Parasol”, szturmowanych budynków jak “PAST-a”, wreszcie całych dzielnic jak Wola czy Ochota stały się kamieniami milowymi polskiej tożsamości.
Insurekcja warszawska okazała się najważniejszym z polskich powstań również w wymiarze świadomości zbiorowej. Jak żadne inne wydarzenie ukształtowała nowoczesny patriotyzm. Uświadomiła Polakom, że liczyć mogą wyłącznie na siebie, ale zarazem unikać powinni ofiar, a decyzje ich losu dotyczące zapadać mogą tylko w kraju, nie na emigracji.
Stąd wolny od geopolitycznych kalkulacji, a nawet po części z nimi sprzeczny, ale też trzymający się uparcie zasady pokojowego działania bez użycia przemocy wielomilionowy ruch Solidarności, odwołujący się do patriotycznej tradycji Powstania Warszawskiego, a zarazem poniesione wówczas straty traktujący jako memento.
Ledwie w jedenaście lat po tragedii stolicy wiedzieli zresztą o tym również robotnicy żerańskiej FSO i studenci Politechniki, których stanowcza, ale też roztropna postawa przyczyniła się do faktu, że gotowe już do akcji radzieckie czołgi cofnęły się do baz, a cel destalinizacji został pokojowo zrealizowany w dniach Polskiego Października 1956 r. w odróżnieniu od zbrojnej rozprawy na Węgrzech. Bezkrwawy przebieg miało wybijanie się Polaków na niepodległość w 1989 r, wprawdzie odległe od spełnienia wszystkich ich marzeń, ale wprowadzające w życie testament warszawskich powstańców. Pielęgnowana przez dziesięciolecia pamięć posłużyła rozwadze i skuteczności.