Reakcja na decyzje nowych władz, dotyczące TVP – najpierw przejęcie programu, potem likwidację stacji – wiele może kosztować Jarosława Kaczyńskiego. Przede wszystkim dlatego, że okazuje się nieskuteczna. Ale również z tego powodu, że ośmiesza go jako pretendującego do powrotu do władzy lidera.
Wznoszone przez polityków PiS oraz pracowników ich biur, stanowiących jedyne kadry organizowanych naprędce demonstracji (do dwustu osób, jak pod TAI, w dwumilionowej stolicy) hasło “wolne media” wzbudza śmiech nie tylko, jeśli wziąć pod uwagę wcześniejsze praktyki tej partii wobec telewizji publicznej, którą faktycznie upaństwowiła po przejęciu władzy w kraju w 2015 r, ale również, gdy zważy się pospiesznie podejmowane już po akcji ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza decyzje. W tym personalne.
O ile w oddelegowaniu na szefa TVP przez zdominowaną przez PiS Radę Mediów Narodowych Macieja Łopińskiego – współautora podziemnej “Konspiry”, wcześniej już pełniącego w telewizji przejściowo tę samą funkcję – dało się jeszcze dopatrzyć pewnej logiki, to niemal natychmiastowe zastąpienie go przez bohatera afer Michała Adamczyka wydaje się już pozbawioną jej kompletnie aberracją. Piłką, podaną przeciwnikowi na własnym polu karnym. Nie ostatnie to zresztą futbolowe porównanie w tym skromnym szkicu.
Jak pisowski lud ma milionera bronić
Mniejsza nawet o ujawnione niedługo wcześniej monstrualne zarobki prezentera Wiadomości i szefa Telewizyjnej Agencji Informacyjnej; półtora miliona złotych rocznie. Wielu zwolenników dawnej tezy z początków transformacji, że pierwszy milion trzeba ukraść, skwituje je słowami: dawali, to brał. Gorzej za to, że sąd potwierdził winę Michała Adamczyka w kwestii znęcania się nad bliską mu osobą, którą bił, kopał a przy tym wyrywał jej włosy, a z torebki zabrał tysiąc złotych, bo więcej w niej nie było: już wtedy więc gwiazdorek pisowskiej anteny nie gardził żadnymi pieniędzmi.
Czegokolwiek zaś nie powiedzieć o obcesowym podejściu do mediów i machaniu ręką na wiele przepisów, jakie zademonstrowali w ostatnich tygodniach premier Donald Tusk i minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz – nie powołali jednak na prezesa TVP Tomasza Lisa, uwikłanego w podobne afery co Adamczyk.
Media, zresztą liberalne i demokratyczne, w tym znany z rozpracowania przestępczych powiązań krakowskich kiboli dziennikarz Wirtualnej Polski cieszący się powszechnym szacunkiem Szymon Jadczak zarzucały Lisowi mobbing i obrażanie podwładnych. Zresztą dokumentację, obrazującą jakimi słowami odnosi się do tych ostatnich, można od dawna znaleźć w internecie.
“Łatwiej jest niszczyć niż naprawiać. Wydarzenia w Polsce doskonale to pokazują” – pisze na łamach niemieckiego dziennika “Die Welt” Thomas Schmid, oceniając przeprowadzone przez rząd Tuska przejęcie TVP i późniejszą decyzję jej likwidacji [1]. Głos liberalnych mediów Zachodu świetnie współbrzmi z ostrzeżeniem, jakie w tym samym kontekście przytaczałem, wystosowanym do Polaków przez Jana Pawła w trakcie pierwszej pielgrzymki po zmianie ustrojowej: – Nie niszczcie. Zbyt długo niszczono.
Zmarnowana szansa prezesa
Z punktu widzenia interesów PiS aż się więc prosiło o rozsądną kontrakcję. Gdyby utrzymała się ona w sensownych ramach, zgodnie z prawem demokracji, gdzie siły powinny się równoważyć niczym w mechanice Newtona, spora część opinii publicznej skłonna byłaby zapomnieć PiS-owi jego destrukcyjne wobec mediów publicznych działania z dwóch poprzednich kadencji. Tak się jednak nie stało.
Kaczyński szansę zmarnował, stawiając powtórnie na osoby skompromitowane (jak Michał Adamczyk po Jacku Kurskim ze stosunkowo mniej szkodliwymi po drodze: filozofem Mateuszem Matyszkowiczem i autentycznym kombatantem wolnych mediów, ale z lat 80. Łopińskim), zaś twarzami protestów przeciwko przejęciu mediów przez Koalicję Obywatelską czyniąc Antoniego Macierewicza, który w okupację Polskiej Agencji Prasowej tak się zaangażował, aż się własną kawą oblał oraz Joannę Lichocką, co jako posłanka rozpierała się w reżyserce TVP w akcie sprzeciwu wobec zawłaszczania tejże stacji przez polityków. To nie żart. Taki był pisowski “przekaz dnia”.
Jednak trochę tych dni minęło i czas okazał się zmarnowany. Okupacje się nie powiodły, a ściślej żadnego efektu nie dały.
Nikt nie żałuje wyrugowanych z anteny pisowskich dyżurnych gwiazdeczek z przekraczającymi milion złotych rocznie honorariami. Poza tym wstyd ich bronić a tym bardziej do nich dołączać. W powszechnej opinii mają to, na co zasłużyli.
Zimowy wiatr i droga wprost do kotła
Niski poziom profesjonalny i znikoma odwaga nowego dziennika “19,30”, jaki zastąpił Wiadomości wcale tego nie zmienią. Ludzie zbyt dobrze pamiętają bowiem, co działo się przedtem. A kibice piłkarscy – skoro była już mowa o redaktorze Jadczaku, demaskatorze nieprawości tak kiboli Wisły, jak Tomasza Lisa – wiedzą doskonale, że aby zarobić tyle, co Adamczyk na potakiwaniu rządzącym na antenie, kopacz z Ekstraklasy musi się nieźle nabiegać, a przy tym jeszcze mieć dobrego menedżera.
Obecny nieformalny wiceprezydent przy Andrzeju Dudzie a wcześniej wiceprezes tejże Ekstraklasy, Marcin Mastalerek o poziomie dawnej pisowskiej TVP wprawdzie się nie wypowiada, ale zrobił to za niego i w imieniu głowy państwa prof. Andrzej Zybertowicz, ceniony analityk służb specjalnych i doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa. Otwarcie przyznał, że TVP Info i wiele innych programów państwowej stacji za rządów PiS zdominowała propaganda. Jak się wydaje, tym razem to ludzie Pałacu Prezydenckiego a nie gospodarze partyjnej siedziby przy Nowogrodzkiej lepiej wiedzą, skąd wiatr wieje. I że jest zimny, a nie sprzyjający.
Zwołujący w tej sytuacji na 11 stycznia, jakby nie czytano mu długoterminowych prognoz meteorologicznych, wiec przed Sejmem Jarosław Kaczyński – w obronie wolnych mediów, a jakże – wydaje się brnąć w kocioł podobny stalingradzkiemu sprzed 81 lat. I finał może okazać się podobny.
Poza wszystkim innym, prezes zdaje się nie szanować własnych zwolenników, skoro zamierza ich przeziębić. Z ryzykiem, że jak zachorują od mrozu, to nie pójdą później na planowane na kwiecień wybory samorządowe ani jeszcze późniejsze, bo czerwcowe głosowanie do europarlamentu. Jedna porażka, a ściślej pyrrusowe zwycięstwo z 15 października, jak się wydaje niczego Kaczyńskiego nauczyć nie była w stanie. Być może po dwóch następnych okaże się roztropniejszy. Wtedy jednak może być za późno na ponowne pozbieranie rozpraszających się wyborców, którzy zresztą w większości – o czym niezbicie świadczą statystyki i badania opinii – nie oglądali nawet tak desperacko teraz bronionej już nad jej własnym grobem pisowskiej TVP.
[1] “Die Welt” z 30 grudnia 2023