Nazwanie “świętym” zobowiązania do wspólnej obrony członków NATO, zawartego w artykule piątym Traktatu Waszyngtońskiego, tłumaczy sens przyjazdu Joego Bidena do Polski tuż przed rocznicą kremlowskiej inwazji na Ukrainę. Tym samym nie potwierdziła się ocena autorstwa Bronisława Komorowskiego, że był to wyłącznie kamuflaż dla wcześniejszej kijowskiej podróży. Chociaż również jej wagę trudno przecenić, a towarzyszące jej okoliczności nazwać trzeba brawurowymi.

Kapitan Ameryka i James Bond zarazem – takie oczywiste skojarzenia rodem z kultury masowej rodzić mogła wizyta prezydenta Joego Bidena na Ukrainie. Jej polska kontynuacja oznacza jednak wyjście z kina akcji i powrót do geopolitycznej rzeczywistości.  

Niebezpieczeństwo, na jakie naraził się w odwiedzający Kijów Biden nie pozostawało jednak iluzją. Jeśli zaś pewien element inscenizacji w tym wszystkim się zawierał, potrzebowali go sami Amerykanie po traumie ataków na World Trade Center, wojen interwencyjnych i nieudanego “resetu” w kontaktach z Rosją, przedwcześnie ogłoszonego przez innego demokratę w prezydenckim fotelu Baracka Obamę. Bo z pewnością nie Ukraińcy, od roku broniący zbrojnie niepodległości z zaskakującą determinacją ani też Polacy, doskonale pamiętający prawie dziesięcioletnią, pokojową walkę Solidarności z “imperium zła”, którą zresztą Biden – zręcznie odwołując się do wrażliwości gospodarzy – przypomniał w trakcie przemówienia w warszawskich Arkadach Kubickiego.   

Kulminacja napięcia nastąpiła na samym początku europejskiej podróży prezydenta Stanów Zjednoczonych. Składając ryzykowną wizytę w bombardowanym jeszcze dzień wcześniej Kijowie, Joe Biden zaprezentował się jako odważny i rzeczywisty, a nie malowany przywódca wolnego świata. Niezależnie od tego, co miał powiedzieć w Warszawie – wspomnianego napięcia w nieskończoność podbijać się nie dało. Już przed niespełna rokiem, także w stolicy Polski, prezydent Biden potwierdził ważność i aktualność słynnego artykułu piątego Traktatu Waszyngtońskiego, zobowiązującego wszystkie kraje członkowskie Sojuszu Atlantyckiego do solidarnej obrony w sytuacji ataku na którekolwiek z nich.   

Nasze siły pozostaną w Polsce. Tworzymy nowe strategiczne partnerstwo – wskazał Joe Biden w trakcie spotkania w Pałacu Prezydenckim. Przywołał też spotkanie z Janem Pawłem II, jakie odbył w początkach swojej kariery w amerykańskim Senacie i jego komisji spraw zagranicznych. – Poznałem wtedy siłę Polski – podkreślił prezydent Stanów Zjednoczonych.

W Arkadach Kubickiego, zwracając się już do ogółu Polaków, Joe Biden powtórzył w mocniejszej niż przed prawie rokiem formie sojusznicze zobowiązania Ameryki. Zaznaczył, że chce, aby w Rosji również tych słów wysłuchano. Biden jako wytrawny znawca polityki międzynarodowej, od pół wieku pracujący w senackiej komisji spraw zagranicznych, przez lata jej przewodniczący a wreszcie wiceprezydent przy Baracku Obamie – wie doskonale, jakie doświadczenia Polacy w swojej historii mieli z aliantami.

Jesteśmy zjednoczeni i świat nie odwróci wzroku – zapewnił Joe Biden.  

Nazwał przy tej okazji NATO najpotężniejszym sojuszem w historii. Zachwalał zmontowanie złożonej z 50 państw koalicji na rzecz Ukrainy. To zresztą najbardziej kontrowersyjna część jego wystąpienia: do Organizacji Narodów Zjednoczonych należą bowiem 193 państwa. Kremlowskiej inwazji przeciwstawia się głównie syty i bogaty wolny świat skupiony na osi atlantyckiej. Zaś wkrótce po wizytach Bidena w Kijowie i Warszawie do Moskwy z kolei przybędzie chiński przywódca Xi Jinping. Zaś Węgry chociaż należą do NATO i Unii Europejskiej w tym samym czasie gościły szefa dyplomacji chińskiej.  

Wiecie, co znaczy solidarność – tak zwrócił prezydent USA do zgromadzonych w Arkadach Kubickiego i przed telewizorami. Podkreślił, że to Polska przyjęła największą liczbę wojennych uchodźców z Ukrainy. 

Donald Trump również mówił Polakom wiele pięknych słów, ale nie uwiarygodnił tego podróżą do ogarniętego wojną sąsiedniego kraju, skąd tylko przez rok przeszło do nas dziesięć milionów uchodźców, chociaż oczywiście nie wszyscy w Polsce pozostali. Z całym więc szacunkiem dla poprzednika, który zniósł wreszcie upokarzające dla Polaków procedury wizowe, obowiązujące nawet w czasie gdy nazywano nas najlepszym sojusznikiem Ameryki – dopiero następca Trumpa zapowiada się na męża stanu rozumiejącego geopolitykę w stopniu nie mniejszym, niż kiedyś Ronald Reagan.   

Nie ulega wątpliwości, że Joe Biden w polityce wschodniej podąża ścieżką wytyczoną przez naszego znakomitego rodaka Zbigniewa Brzezińskiego, który jako doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego prezydenta Jimmy’ego Cartera (1977-1981) skłonił go do postawienia w centrum amerykańskiej polityki wschodniej kwestii obrony praw człowieka, co utorowało drogę do poparcia dla KOR i KPN a z czasem pierwszej wielkiej dziesięciomilionowej Solidarności. Obecny gospodarz Białego Domu odrzuca z kolei pragmatyzm Henry’ego Kissingera (uhonorowanego pokojowym Noblem za zakończenie wojny w Wietnamie sekretarza stanu u republikanów: Richarda Nixona i Geralda Forda), radzącego niedawno Ukrainie, żeby zrezygnowała z części swoich ziem w celu zawarcia pokoju z Rosją.

Taki wybór demokratycznego prezydenta pozwala już na porównanie go z Billem Clintonem, który przyjmując Polskę do NATO (polityki wschodniej uczył go w Oxfordzie dawny akowiec Zbigniew Pełczyński) zlikwidował tym samym pozostałą po zimnej wojnie żelazną kurtynę. Bidenowi pozostaje tylko życzyć, żeby jego decyzje jawiły się po latach jako podobnie dalekowzroczne.    

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 8

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here