Fredrowskie klimaty zdominowały polską politykę, chociaż zemsta jest tu nie za mur graniczny, tylko za nieudane wybory pocztowe. Operetkowe przedsięwzięcia opozycji ilustrują modną tezę, że Jarosław Kaczyński pozostaje silny słabością swoich rywali. Szef klubu PO-KO Cezary Tomczyk zamiast rozprawiać o pomyśle na Polskę woli tłumaczyć się dziennikarzowi kanału Info skąd ma BMW.
Inny dobiegający 50-tki polityk o buzi dziecka Adam Bielan zapuścił brodę aby poważniej wyglądać. Jednak ta nie bardzo chce rosnąć a przedsięwzięcia eurodeputowanego wciąż czynią go postacią wodewilową.
Na razie domaga się kluczy do drzwi partii Gowina. Trudno się więc dziwić, że partia “nie wiem na kogo zagłosuję” w rankingu Kantaru plasuje się… na podium, za PiS i PO-KO ale przed Polską 2050 Szymona Hołowni.
Miało być poważnie a wyszło jak zawsze.
Planowane z dużym zadęciem spotkanie opozycji w sprawie wspólnego sprzeciwu wobec rządowego podatku od reklam w mediach, który faktycznie pozwoli, jeśli zostanie wprowadzony na finansowanie mediów propisowskich z danin, wpłaconych przez media opozycyjne – zakończyło się skromnym efektem. Nie wzięła w nim udziału Konfederacja, argumentując, że koledzy z opozycji nie przeciwstawiali się wcześniej innym podatkom (m.in. cukrowemu), zaś Lewica ostentacyjnie wystawiła tam Włodzimierza Czarzastego i Roberta Kwiatkowskiego, co musiało wzbudzić skojarzenia ze sprawą Lwa Rywina sprzed kilkunastu lat, więc z pewnością porozumienia nie ułatwi.
W dodatku Jarosław Gowin, wciąż główna nadzieja opozycji na odwrócenie większości w tym Sejmie, pomimo zatargu o przywództwo w Porozumieniu, inspirowanego przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego – po wcześniejszych deklaracjach, że podatkowi od reklam się sprzeciwia, zapowiedział konsultacje w tej sprawie, co zdaje się wskazywać na możliwość zmiany stanowiska lub przynajmniej taką furtkę pozostawia. Również Hołownia, chociaż wysłał swoich przedstawicieli na spotkanie w sprawie podatku od reklam, woli ironizować na temat “kłótni dwóch Jarosławów” niż czynnie wspierać nieudolnych kolegów z sejmowej “koalicji demokratycznej”. Stanie się dla nich prędzej alternatywą niż uzupełnieniem.
Ćwiczenia z liczenia
Z drugiej strony rachuby PiS na rozbicie demokratycznej większości w Senacie raczej zawodzą, skoro współtworzący ją senatorowie niezależni zapowiedzieli głosowanie przeciw kandydaturze wiceszefa dyplomacji i posła formacji rządzącej Piotra Wawrzyka na Rzecznika Praw Obywatelskich. Wiadomo, że wcześniej trwały pisowskie zabiegi o przeciągniecie ich na swoją stronę, ale uznano je za nieopłacalne w sytuacji, gdy nie wiadomo z góry, jak wobec zakwestionowania przywództwa Gowina w Porozumieniu zachowa się dwóch senatorów tej partii, dotychczas głosujących jak reszta Zjednoczonej Prawicy.
Główny wykonawca operacji przeciw Gowinowi Adam Bielan, który ogłosił, że wobec braku wyborów w Porozumieniu kadencja prezesa wygasła więc to on jako szef partyjnej konwencji krajowej przejmuje jego obowiązki – składa dalsze podobne deklaracje. Zażądał przekazania kluczy do partyjnej siedziby oraz dokumentów tej formacji. Przypomina to dawne rozłamy w KPN czy swary wewnętrzne w AWS, z tym, że tamte formacje wywalczyły przedtem swoje miejsce w historii a Porozumienie to formacja o bardziej kanapowym czy klubowym charakterze. Za sprawą parlamentarnej arytmetyki trzyma jednak klucz do sejmowej większości. Przełamanie obecnej dominacji PiS stałoby się możliwe tylko gdyby wszyscy posłowie Gowina – a jest ich około dwudziestu – wyszli wraz z nim z klubu PiS. Na razie nie okazuje się to realne, bo załoga poselska Porozumienia się podzieliła, przy Gowinie pozostaje kilkunastu, a z Bielanem trzyma kilku posłów.
Jarosławowi Gowinowi pozostaje więc gra stanowcza ale tylko na tyle, żeby nie wypaść za burtę. Gdy to nastąpi – będzie tylko szefem kolejnego koła w Sejmie. Lepiej więc dla niego, żeby pozostał wicepremierem oraz ministrem rozwoju i pracy, a z Kaczyńskim pertraktował… nawet w nieskończoność.
Kto za co BMW kupił
Nie widać też alternatywy dla istniejącego układu, bo opozycji brak charyzmy. Podczas jednej z niedawnych konferencji prasowych przewodniczący największego po PiS klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej Cezary Tomczyk długo sprzeczał się z dziennikarzem TVP Info, gdy ten zaczął go wypytywać, czy swoje BMW kupił z poselskiej pensji. Znękani pandemią i zatroskani o przyszłość obywatele oczekują od polityków nieco innych przekazów. Tonacja burleski wydaje się służyć PiS, skoro utrudnia poważne postawienie kwestii stworzenia alternatywy parlamentarno-rządowej bez wyborów, o które w pandemii trudno, ale nie będzie się tak działo w nieskończoność.
W świeżym sondażu Kantaru PiS zachowuje pozycję lidera, gdyby wybory jednak odbyły się teraz, czy jak głosi ankietowe pytanie “zaraz po pandemii”, wygrałby je z 31 proc poparcia, ale też wynik ten zaświadcza, że prawie co trzeci wyborca zawiódł się na partii rządzącej przez półtora roku, jakie minęły od ostatniego głosowania powszechnego. Dalej idą Koalicja Obywatelska (18 proc) i Ruch Polska 2050 Szymona Holowni (15 proc), skład Sejmu uzupełniłyby Lewica (7 proc) i Konfederacja (6 proc), zabrakłoby w nim miejsca dla PSL z ledwie 4 proc poparcia [1].
Nie wiem, na kogo, czyli nowy wyborca z przyszłością
Jeszcze jedno wydaje się interesujące w sondażu Kantar: aż 17 proc z nas zapowiada, że weźmie udział w wyborach, ale wciąż nie wie, na kogo zagłosuje. Partia “nie wiem” plasuje się więc na podium, pomiędzy formacjami Borysa Budki i Szymona Hołowni. Wskazuje to niezbicie, że ofertą dziś dostarczaną im przez polityków Polacy wcale nie są zachwyceni. Trudno się im dziwić, a wynik powinien stanowić bodziec do działania dla wszystkich, ktorzy myślą o realnym reprezentowaniu interesów pomijanych dziś grup społecznych.
[1] badanie Kantar z 5-10 lutego 2021