Po wizycie Wołodymyra Zełenskiego
Słowa Wołodymyra Zełenskiego o Polakach i Ukraińcach zjednoczonych duchem wolności i wielkiej historii zapamięta się na długo, nawet jeśli zapowiadane zarazem zwycięstwo jawi się jako perspektywa odległa.
Prezydent Ukrainy w Warszawie zaprezentował się doskonale. Występując w tym samym miejscu, co przed ćwierćwieczem Bill Clinton przyjmujący nas do NATO a miesiąc temu inny demokrata Joe Biden potwierdzający sojusznicze zobowiązania – Wołodymyr Zełenski udźwignął ciężar odpowiedzialności.
Nie mówił nam banałów. Przywołał słowa Jana Pawła II: “Niech zstąpi Duch Twój. I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi” oraz Jerzego Giedroycia: “nie ma niepodległej Polski bez wolnej Ukrainy”. Z kolei gospodarz wizyty Andrzej Duda odwołał się do tradycji Solidarności. Co łączy indywidualnych i zbiorowych bohaterów ich wystąpień? Wszyscy: zarówno dziesięć milionów członków Związku jak Papież i redaktor paryskiej “Kultury” przyczynili się do obalenia żelaznej kurtyny w Europie. Im jednak było dane uczynić to w sposób pokojowy. Teraz Ukraińcy zbrojnie przeciwstawiają się ponownemu rozciągnięciu jej przez Kreml. Na rubieżach jak żelazo przecinających żywe ciało ich kraju. Po raz pierwszy od czasów Węgier dotkniętych radziecką agresją w 1956 r. mieszkańcy Europy giną za prawo swobodnego wyboru sojuszy międzynarodowych. Nam tego oszczędzono w grudniu 1980 r, za sprawą determinacji i dyplomatycznych zdolności dwóch wielkich rodaków: Jana Pawła II zwracającego się bezpośrednio do Leonida Breżniewa o zaniechanie planowanej inwazji oraz doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Zbigniewa Brzezińskiego suflującego stanowczą postawę wobec koncentrującego już wokół naszych granic wojska Kremla prezydentowi Stanów Zjednoczonych Jimmy’emu Carterowi, demokracie – podobnie jak przyjmujący nas przed ćwierćwieczem do NATO Bill Clinton i zapewniający teraz o gotowości do wspólnej solidarnej obrony Joe Biden.
Wołodymyr Zełenski, chociaż zanim zajął się polityką wykonywał zawód aktora a nie wykładowcy, udowodnił w trakcie wizyty w Polsce, że historię nie tylko zna ale czuje ją i rozumie. Gdy zaś mieliśmy co do tego wątpliwości, rozpraszały je łzy wzruszenia w oczach jego żony Ołeny.
Gość, który miał za co nam dziękować
Jednak Zełenski miał w Warszawie pełen komfort, ponieważ społeczeństwa polskiego nie musiał do pomocy Ukraińcom przekonywać: cały nasz naród spontanicznie wspiera uchodźców zza wschodniej granicy od pierwszego dnia “gorącej wojny”, rozpoczętej 24 lutego ub. r. przez Kreml.
Potwierdzają to sondaże, w których dwie trzecie Polaków popiera przyjmowanie wojennych uciekinierów z Ukrainy [1]. Podczas gdy w landach byłej NRD większość mieszkańców sprzeciwia się udzielaniu Ukraińcom jakiejkolwiek pomocy. W całych Niemczech zaś zwolennicy wspierania ofiar kremlowskiej inwazji nieznacznie tylko przeważają nad oponentami tej humanitarnej postawy.
Nadmienić trzeba, z całym szacunkiem dla wysiłku krajów od nas uboższych, które również podobnym do naszego współczuciem i poświęceniem jak Mołdawia się wykazały, że staliśmy się w Europie humanistycznym fenomenem i chlubnym wyjątkiem. Tylko u nas ogół społeczeństwa otworzył przed wojennymi wygnańcami na taką skalę własne mieszkania, domy i portfele. Odpowiedzią na masowy exodus stała się największa ale i najdoskonalsza operacja humanitarna w Europie od zakończenia II wojny światowej. Perfekcyjna właśnie dlatego, że nie zawiadywali nią urzędnicy, lecz działacze samorządowi i charytatywni (m.in. Caritas) ale przede wszystkim nieformalne wspólnoty sąsiedzkie, rówieśnicze i zawodowe.
Prezydent Ukrainy podkreślał, że to docenia. Spotkał się z uchodźcami i z tymi, którzy ich przyjęli. Śmiało wchodził w tłum.
Przemówienie na Zamku Królewskim, symbolizującym odrodzenie z wojennych zniszczeń, stało się wykładnią pojmowania przez ukraińskiego gościa wzajemnych relacji obu społeczeństw. Nie zawierało też, jeśli pominąć podpisanie się pod Zełenskiego po raz kolejny pod hołubioną przez rządzących u nas wersją przyczyn katastrofy smoleńskiej – wątków wzbudzających sprzeciw wśród znaczącej części społeczeństwa polskiego.
Wobec ogromu humanitarnego wsparcia, jakiego doświadczają na masową skalę nasi goście z Ukrainy – patos okazuje się jednak zbędny. Polaków do życzliwości wobec sąsiadów przekonywać nie trzeba.
W oku cyklonu w Europie, nauczeni doświadczeniem, selekcjonujemy jednak starannie wypowiadane w przemówieniach deklaracje i konkretne polityczne i gospodarcze działania. W tym sensie pouczające okazuje się zestawienie realiów i patosu w kontekście obu najważniejszych tegorocznych wizyt w Polsce. Demokratyczny prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden w lutym br. w żarliwy i nie pozostawiający wątpliwości sposób w tym samym miejscu, gdzie teraz przemawiał Zełenski, podkreślił aktualność artykułu piątego Traktatu Waszyngtońskiego obligującego państwa Sojuszu Atlantyckiego do solidarnej obrony w razie ataku na którekolwiek z nich.
TVN bardziej wnikliwe od demaskatora Watergate, czyli nikt się nie będzie śmiał
Szczerości tej deklaracji nikt nie podważa. Jednak w zaledwie parę tygodni później pozostająca w gestii amerykańskiego właściciela (Warner Bros. Discovery) prywatna stacja TVN nadała materiał bezpardonowo atakujący pamięć o Janie Pawle II, skomponowany na podstawie papierów pozostałych po dawnej komunistycznej służbie bezpieczeństwa. Napaści medialnej na największy autorytet Polaków nie towarzyszył nawet pozór głębokiej argumentacji. Odbieranie emisji “Franciszkańskiej 3” jako segmentu wojny hybrydowej nie okazuje się więc iluzoryczne. Zaś argument o wolności mediów w USA, niewątpliwie tam realnej, nie umniejsza faktu, że amerykański establishment z włączeniem obu głównych partii, biznesu i telewizji działa jednolicie – przynajmniej od czasu afery Watergate, kiedy to wolna prasa za sprawą reporterskiego geniuszu Carla Bernsteina i Boba Woodwarda przyczyniła się do dymisji prezydenta Richarda Nixona. Jednak wtedy, przed półwieczem, ten ostatni złamał reguły demokratycznej gry, przystając na włamanie podległych mu sztabowców do siedziby politycznej konkurencji. W pełni więc na swój los zasłużył.
W tym też kontekście nie od rzeczy przypomnieć wypada, że główny demaskator afery Watergate Bernstein w napisanej wspólnie ze znakomitym watykanistą Marco Politim wnikliwej i obszernie udokumentowanej książce o Janie Pawle II, nie na kolanach bynajmniej powstającej – nie doszukał się nawet śladów tuszowania przez Karola Wojtyłę pedofilskich czynów, popełnianych przez podległych mu księży [2]. Co więcej – wraz ze współautorem podkreśla on zasługi Papieża z Polski dla wewnętrznej odnowy Kościoła i poskromienia obecnych w nim patologii (od fundamentalizmu lefebrystów z ich “rytem łacińskim” po inspirującą się marksizmem “teologię wyzwolenia”). Jeśli ktoś uzna, że autor “Franciszkańskiej 3” dysponuje reporterskim warsztatem śledczym lepszym niż człowiek, który obalił Nixona w trakcie jego drugiej kadencji – za odpowiedź posłużyć może tytuł książki wielkiego czeskiego pisarza i znawcy Europy Środkowo-Wschodniej Milana Kundery: nikt się nie będzie śmiał.
Celem materiału wypuszczonego w przestrzeń medialną przez amerykańskich właścicieli stacji TVN nie było z pewnością umocnienie pokoju społecznego w Polsce. Dla naszej opinii publicznej deklaracja samego Joe’go Bidena, co sądzi o próbach szargania wizerunku Papieża, stanowiłaby na pewno odpowiedź pożądaną i istotną. Choćby po to, żeby intencje najlepszego – jak deklarują u nas rządzący – sojusznika Polski należycie zrozumieć i ocenić.
Wyobraźmy sobie, jak reagowaliby Amerykanie na emisję w stacji telewizyjnej dyrygowanej przez właściciela z Polski materiału, zarzucającemu Abrahamowi Lincolnowi tolerowanie niewolnictwa… To nie żart, a jeśli ktoś go tak odbiera, to znowu odwołać się można do słów Kundery: tylko właściwa proporcja.
Gromkie deklaracje i zatrute ziarno
Wołodymyr Zełenski jakby chciał się zarzec, że podobnego błędu co Amerykanie nie popełni, uczynił Jana Pawła II jednym z głównych pozytywnych bohaterów swojego zamkowego wystąpienia.
W jego wypadku problem podobnej rangi pojawił się jednak w relacjach polsko-ukraińskich jeszcze przed jego wizytą. Domniemany tranzyt ukraińskiego zboża przez Polskę miał zrekompensować sąsiadom niemożność jego transportu drogą morską. Ziarno docelowo trafić miało do państw Bliskiego Wschodu i Trzeciego Świata. Do Unii Europejskiej oficjalnie nie mogło, bo jej norm zwyczajnie nie spełnia. Tymczasem wbrew umowie wyładowano je u nas i sprzedawano, co rujnuje polskiego rolnika.
Wiadomo, że kryzys zbożowy stanowił jeden z tematów rozmów jakie z Zełenskim prowadził premier Mateusz Morawiecki. Za to do opinii publicznej nie trafił jednak rzeczowy komunikat, wskazujący na podjęte środki zaradcze. W Polsce zmienił się za sprawą tej afery minister rolnictwa, bo Henryka Kowalczyka zastąpił Robert Telus. Rządzący nie są w tym wypadku w stanie – jak mają to w zwyczaju – przerzucić odpowiedzialności na Unię Europejską, ponieważ tam akurat urząd komisarza do spraw rolnictwa sprawuje nominat Prawa i Sprawiedliwości Janusz Wojciechowski.
Cały ten galimatias, dla polskiej wsi niezmiernie kosztowny, stanowi kolejny argument, że nawet najpiękniejsze słowa nie rozwiązują w polityce międzynarodowej konkretnych problemów.
Optymizm łączący się z warszawską wizytą Zełenskiego wyprowadzać można raczej z okazanej przez niego stanowczości i odwagi (mieszał się z tłumem), bo chociaż luzacka bluza stanowi tylko kreację na medialny użytek, to wydaje się potwierdzać respektowanie przez naszego gościa reguł stosowności – nie inaczej zachowywał się też w Białym Domu – a ściślej przedkładanie jej ponad wymogi protokołu dyplomatycznego. Łzy w oczach prezydentowej Ołeny Zełenskiej też zapamiętamy. Nie ulega wątpliwości, że za sprawą przewodzącej dziś Ukrainie pary prezydenckiej zyskujemy partnerów, dla których samo porównanie z rządzącym tam przecież ledwie przed dziesięciu laty Wiktorem Janukowyczem (z którym zresztą, bądźmy sprawiedliwi, udało nam się wspólnie zorganizować najlepsze Piłkarskie Mistrzostwa Europy w historii) pozostaje obraźliwe. Ważne też, że i Zełenski nie obraził się – chociaż mógł – na pisowskie władze w Polsce, że aż do końca kampanii wyborczej, która wyniosła go do władzy, popierały one jego nieudanego kontrkandydata, producenta tandetnych słodyczy Petra Poroszenkę, odrzuconego dużo wcześniej, jak pokazały badania opinii, przez samych Ukraińców. Zapewne, znając bystrość Zełenskiego, można domniemywać, że gdy wzywa do tego, by nie kierować się złymi doświadczeniami z historii, nie tylko II wojnę światową ma na myśli, ale epizody bez porównania lepiej pamiętane.
Niesłusznie pomija się istotną zasługę Zełenskiego, wybranego przecież w znacznej mierze dzięki głosom ludności rosyjskojęzycznej. Właśnie on, dawny aktor serialowy i gwiazdor satyrycznych programów, zerwał z państwowym kultem UPA i Stepana Bandery, obciążającym konto obu wcześniejszych prezydentów “pomarańczowej” Ukrainy: Wiktora Juszczenki i wspomnianego już Poroszenki. Zresztą sytuacja zmieniła się fundamentalnie przez ostatnie 14 miesięcy. Kiedyś spieraliśmy się o dziejowe interpretacje. Teraz historia nie tylko dzieje się i rozstrzyga na naszych oczach, ale ją współtworzymy. Po raz pierwszy ma taką skalę od roku 1989 roku.
Od rządzących zaś w Polsce tym bardziej więc mamy prawo oczekiwać, żeby uzasadniony niewątpliwie aplauz światowej opinii publicznej nie stanowił dla Polaków jedynej nagrody za pełne współczucia i zrozumienia zachowania wobec dotkniętych tragedią kremlowskiej inwazji sąsiadów. To chyba minimum, którego wymagać można od klasy politycznej, która przecież w kwestii humanitarnej pomocy skorzystała tylko na wspaniałych odruchach polskiego społeczeństwa, organizującego samodzielnie przyjmowanie naszych gości. Nie tych oficjalnych, tylko liczonych w milionach ludzkich losów.
[1] badanie Openfield z 14 lutego 2023
[2] por. Carl Bernstein, Marco Politi. Jego Świątobliwość… Amber, Warszawa 1997, tłum. Stanisław Głąbiński