Przysięga prezydenta koronacja wirusa

0
255

Senat przełożył obrady, Sejm również, z powodu wykrycia przypadków koronawirusa u parlamentarzystów. Jednak Zgromadzenie Narodowe, które składa się z Sejmu i Senatu zbierze się, żeby przyjąć prezydencką przysięgę Andrzeja Dudy, zaczynającego drugą kadencję.  

Ta absurdalna logika, bo chodzi przecież o te same osoby, streszcza w sobie podejście rządzących do społeczeństwa, które traktowane jest tak, jakby składało się wyłącznie z telewidzów kanału Info. Ale też tok rozumowania władzy w kwestii prezydenckiego zaprzysiężenia  zawiera w sobie niczym w pigułce całość polityki wobec pandemii. Względy medyczne od dawna ustępują motywacjom propagandowym, choć w tym wypadku ze względu na powagę zagrożenia te pierwsze składają się na rację stanu.

Selektywne traktowanie danych statystycznych oraz ostrzeżeń i prognoz epidemiologów przez władzę, zaznacza się odkąd z początkiem marca zawitał do nas wirus z Wuhan – czy ściślej kiedy potwierdzono jego obecność. 

Najpierw wprowadzono ostre restrykcje, zaliczane do najsurowszych w Europie. Wśród niech znalazły się otwarcie bezsensowne, jak zakaz wstępu do lasu – nawet w masce – wykpiony naprędce przez rzadko angażującą się w politykę mistrzynię narciarską Justynę Kowalczyk. Wyłączono na wiele tygodni gospodarkę w jej pożytecznej części, zachowując zarazem prawo do działania dla nękających przedsiębiorców, których sytuacja w tym czasie się pogorszyła, firm lichwiarskich oraz windykacyjnych. Równocześnie premier Mateusz Morawiecki ostentacyjnie troszczył się o sektor bankowy, gdzie wcześniej pracował. Nie doczekały się podobnego pietyzmu władzy branże, których aktywność całkiem zamarła za sprawą ograniczeń: turystyczna, wystawowa czy koncertowa. Uznano, że ponieważ przedsiębiorcy i klasa kreatywna po pierwsze się nie zbuntują, po drugie i tak głosują na opozycję – poniosą koszty kryzysu. W wielu sferach jak w szkolnictwie wciąż narasta niepewność. Zwłaszcza, że z medycznego punktu widzenia brakuje podstaw do optymizmu: druga fala, której wszyscy się obawiają wciąż wydaje się bardziej prawdopodobna od wynalezienia skutecznej szczepionki. Zarazem minister zdrowia prof. Łukasz Szumowski, na początku zyskawszy sobie znaczny autorytet za sprawą rzeczowych i spokojnych wystąpień potem całkowicie ten kapitał zaufania roztrwonił, gdy na jaw wyszły interesy jego rodziny i znajomych robione – co szczególnie w oczach opinii publicznej rujnujące – właśnie na pandemii. Doszły do tego medyczne wypowiedzi formułowane na zamówienie polityków.   

Im bliżej było wyborów, tym mocniej ograniczenia łagodzono. Wbrew statystykom i progresji zachorowań. Władza zachęcała do głosowania seniorów co nie przeszkodziło jej – gdy już apelu posłuchali – pozbawić emerytów i rencistów bonu edukacyjnego, jakby nie zasługiwali na wypoczynek, chociaż całe życie ciężko pracowali w trudniejszych niż w państwach zachodnich warunkach.  Zanim to jednak nastąpiło, ponurą wcześniej i poważną narrację rządowego przekazu w sprawie koronawirusa zastąpiła pogodna i optymistyczna. W kampanii prezydenckiej starano się działać tak, by zadowolić jak najwięcej grup społecznych zaś poluzowanie kolejnych restrykcji czasem równie blankietowe i z wątłym uzasadnieniem służyło poprawie samopoczucia… ale nie pacjentów lecz wyborców.  

Skutki beztroski i cynizmu rządzących, pamiętających o tym, że największe poparcie notują w starszych wiekiem grupach społecznych okazały się fatalne. Liczba nowych zachorowań sięga już siedmiuset dziennie. Niebawem zbliżymy się do złowrogiej granicy dwóch tysięcy ofiar śmiertelnych. Zaś koronawirus zawitał do parlamentu. W chwili gdy piszę te słowa zakażanych jest czterech senatorów i posłów, mam nadzieję, że liczba ta nie zwiększy się do chwili, gdy Państwo będziecie te słowa czytali.

Zapewne nawet nie zarazili się w miejscu pracy, jakim jest dla nich parlament. W gmachu od wiosny obowiązują środki bezpieczeństwa podobne jak w sądach: mierzenie temperatury przy wchodzeniu, odkażanie rąk, obowiązek noszenia masek.

VIP-y co najwyżej mogą dawać dobry przykład obywatelom, utyskującym na przedłużające się restrykcje. Na razie jednak dają jak najgorszy. Prokuratura właśnie odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie zachowania Jarosława Kaczyńskiego, który przy okazji rocznicy smoleńskiej występował bez maski i zachowania obowiązującego dystansu. Prezydent Andrzej Duda zamiast świecić przykładem opowiada o tym, że rozumie wszystkich, którzy nosić masek nie lubią. Tyle, że nie są one dla naszej przyjemności.

Z mapy zachorowań od dawna wynikało, że nie będzie wysp wolnych od tego zagrożenia. Ale faktem jest, że właśnie w dniach bezpośrednio poprzedzających planowane Zgromadzenie Narodowe wirus COVID-19 dotarł do parlamentu. 

Mamy więc do czynienia z wyjątkowo smutną prezydencką inauguracją drugiej kadencji Andrzeja Dudy. Nie będzie wcale świętem demokracji jak jest reklamowana. Ale zgodnie z logiką władzy musi się ona odbyć. Podobnie jak wcześniej wybory. Walka z pandemią może poczekać.

Górnicy z zamykanych pod pretekstem COVID-19 kopalń dostają sygnał, że w Polsce wciąż są równi i równiejsi. Władza może sobie pozwolić na większą dozę arogancji, kolejne wybory wedle kalendarza dopiero za trzy lata. Chyba, że za sprawą sygnałów zwiastujących nadciągający bunt społeczny rządzący będą je musieli przyspieszyć.  

Dla opisu polskiego życia publicznego coraz bardziej anachroniczne wydaje się ujmowanie wszystkiego co się dzieje w kategorii podziału na dwa wrogie obozy, sprzyjających PiS i zwolenników PO – jak czyni to „Gazeta Wyborcza” wszędzie dostrzegająca przejawy wojny plemiennej. Zaprzeczają temu „płynące województwa” – regiony, gdzie w pierwszej turze wygrał Duda ale w drugiej już Rafał Trzaskowski co oznacza, że podziały wcale nie są tak głęboko zaskorupiałe, skoro obywatelskie sympatie masowo zmieniają się w dwa tygodnie.

Bliższy rzeczywistości okazuje się jej niedawny opis przez Szymona Hołownię, trzeciego pod względem poparcia kandydata w wyborach prezydenckich: Polska w dniu wyborów podzieliła się na dziesięć milionów zwolenników Dudy, tyleż samo Trzaskowskiego oraz na kolejne dziesięć milionów tych, którzy pomimo napięcia wokół na wybory nie poszli. To oni są kluczową dla przyszłości zbiorowością i rozstrzygną nie tylko o losach kolejnych wyborów i każdej władzy, ale również przyszłym kształcie Polski, gdy tylko się zaktywizują. Taktyka władzy w sprawie prezydenckiej inauguracji, stanowiąca zarazem użyteczną miniaturę strategii jej działań wobec pandemii stanowi sygnał, że rządzący – po wygranej wyborczej oderwani od rzeczywistości – rychło zwrócą przeciw sobie tę decydującą dla życia publicznego grupę, która dziś nie głosuje, ale gdy to wreszcie  zrobi, da pokaźną większość temu, kto ją przekona.

Bo własne zdrowie obchodzi obywateli bez porównania bardziej niż polityka a Polacy nie lubią czuć się lekceważeni i traktowani protekcjonalnie. Skoro więc pogody władzy nie mącą pesymistyczne statystyki zachorowań ani prognozy medyczne, nich spojrzy na powszechnie dostępne rezultaty niedawnych wyborów oraz sondaże, którymi zwykle tak się przejmuje.

Duda na pięć kolejnych lat

Andrzej Duda pokonał Rafała Trzaskowskiego, ale pamiętamy, że wiele sondaży wcześniej prognozowało jego wygraną już w pierwszej turze. Zwyciężył w drugiej, co rządzącemu PiS daje kolejne trzy lata niepodzielnej władzy. Chyba, że Jarosław Kaczyński, jak raz już mu się to zdarzyło, ulegnie pokusie walki o zwiększenie puli. Tak, żeby nie układać się już z Jarosławem Gowinem. To wcale nie political fiction. Apetyt władzy rośnie.

Read more

Gdy podstawy do politycznego optymizmu znikną, władza zapewne zmieni swój stosunek do pandemii, jak uczynił to już Donald Trump. Prezydent Stanów Zjednoczonych najpierw wielokrotnie pokpiwał z COVID-owego zagrożenia, ale gdy niemal wszystkie sondaże i prognozy zaczęły typować wyraźną przewagę jego demokratycznego konkurenta Joe Bidena – zgłosił pomysł przełożenia wyborów z powodu pandemii, czym wprawił w osłupienie kongresmenów demokratycznych a w zakłopotanie republikańskich, stanowiących jego zaplecze polityczne. Jak wiemy Trump pozostaje jedyny i niepowtarzalny. Nigdzie nie ma jego kopii.

Najpotężniejszy człowiek świata może sobie jednak pozwolić na więcej niż liderzy populistycznej partii w średnim europejskim kraju. Rządzący albo sami zdadzą sobie z tego sprawę, albo boleśnie przypomni im o tym dotychczas milcząca większość.               

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here