W walce z epidemią – jak większości wspólnych działań Polaków – przydać się mogą raczej te cechy, które kojarzymy z początkiem zmian ustrojowych niż zachowania, które sama transformacja upowszechniła

To polski paradoks: warto wrócić do poczucia wspólnoty, inteligenckiej misji i powszechnej odpowiedzialności, a znane z korporacji posłuszeństwo i asertywność nie zdadzą się na nic. Polacy – jak okazało się już w trakcie powodzi stulecia – mogą liczyć na siebie nawzajem, ale nie na państwo. 

Pokazują to już pierwsze reakcje coraz bardziej opresyjnej i pretendującej do wszechmocy pisowskiej władzy: rytualne uchwalanie specustawy – jakby prawo, zwłaszcza tak złe mogło koronowirusa zatrzymać – oraz praktyka decyzji, wiążących się ze środkami zaradczymi. Dobra wspólnego w nich nie widać, partyjne zaś tak. Głośno obwiniając innych o wykorzystywanie sytuacji do celów politycznych, obecna ekipa nawiązuje do najgorszych tradycji: reżyserowania studia TVP w czasach powodzi z 1997 r. i wypowiedzi ówczesnego premiera Włodzimierza Cimoszewicza, że poszkodowani powinni się ubezpieczyć. Lepiej zdali egzamin zwykli obywatele, nie ulegając panice.   

 Na nieszczęściu zarobią sami swoi

Zlecenie od rządu na dostarczenie testów, wykrywających koronawirusa, warte 3,5 mln zł otrzymała zarejestrowana na Cyprze firma Blirt, której udziałowcem pozostaje Jerzy Milewski – radny PiS w Gdańsku (2014-18), zasiadający też w fasadowej i kadłubowej Narodowej  Radzie Rozwoju przy obecnym, ale ubiegającym się też o reelekcję prezydencie Andrzeju Dudzie. Oczywiście bez przetargu, chociaż wartość zamówienia kilkadziesiąt razy (konkretnie: ponad 25-krotnie) przewyższa kwotę 30 tys euro, do której wolno to w takim trybie załatwiać.

Zaprzyjażniona z PiS i prezydentem firma potrzebuje jednak kroplówki równie silnie, jak obywatele testów na koronowirusa. Blirt w ub. r. zanotował stratę w wysokości 1,5 mln zł, teraz czekają go same zyski. Pisowski kapitalizm polityczny nawet w pierwszych dniach epidemii objawia najgorsze cechy.

Gdzie potrzeba, tam brakuje

Tymczasem Elżbieta Polak, marszałek województwa lubuskiego, pierwszego w którym w Polsce pojawił się koronawirus – skarżyła się, że tamtejszy samorząd nie dostał obiecanych pieniędzy na walkę z epidemią.   

Włodarzom brakuje pieniędzy na walkę z nieproszonym gościem z chińskiego Wuhan, za to władzy nie brak poczucia humoru, nawet jeśli nie jest to walor, którego w krytycznych dniach oczekują od niej obywatele.

Słynna stała się tyrada przedstawicielki słubickiego Sanepidu, ujawniającej szczegóły sytuacji życiowej pacjenta numer jeden, żartującej ile wlezie i nawet przy tym podśpiewującej, która nie rozbawiła nawet jej przełożonych: główny inspektor sanitarny Jarosław Pinkas domaga się odwołania urzędniczki. 

Akurat przy okazji wkroczenia koronowirusa do Polski poczuciem humoru wykazał się też zwykle go pozbawiony wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. Dowcipkował sobie, że dziennikarze być może powinni przejść kwarantannę. Okazja do żartów świetna, a przekaz dokładnie taki, jakiego w kryzysowych dniach oczekują z gmachu parlamentu wyborcy, podatnicy, obywatele…

Zaś przeciwko prezesowi wszystkich prezesów obrócił się teraz jego własny żart sprzed wielu lat, kiedy to nazwał ówczesnego premiera „Donald – nic nie mogę – Tusk”. Dziś pomimo usłużności działaczy, urzędników i propagadystów prorządowej telewizji okazało się, że Polską rządzi „Jarosław nic nie mogę Kaczyński”.  

Mikroby z Wuhan ani nie boją się prezesa jak pracownicy TVP ani nie zamierzają mu nadskakiwać jak posłowie klubu PiS. Pochodzącej z Chin zarazy nie da się powstrzymać specustawą. Ta ostatnia w oczach wielu prawników, nie tylko Ewy Łętowskiej, wydaje się produktem niskiej jakości, mieszającym m.in. stany nadzwyczajne. Gorsza od mankamentów wskazanych przez prof. Łętowską wydaje się stwarzana przez ustawę możliwość pretekstowej ingerencji we własność prywatną kosztem przedsiębiorcy aż do faktycznego przejęcia jego firmy. Po raz kolejny wzorem dla pisowskich planistów wydaje się ustawodawstwo PRL, w którym szkoły kończyli.  Uchwalenie bubla, w dodatku w klimacie ogólnoparlamentarnego „kochajmy się” z którego wyłamała się wyłącznie sejmowa reprezentacja Konfederacji przypisać można lękowi opozycji przed posądzeniem, że wykorzystuje trudną sytuację do celów politycznych. Tyle, że władza cały czas właśnie tak postępuje… Przy czym po antywirusowym laboratorium Kaczyński z Mateuszem Morawieckim poruszają się z wdziękiem słoni w składzie porcelany. Na ich tle nawet Duda podpisujący ustawę na peronie wydaje się mężem stanu.

Dla jednych Camus, dla innych komiks

Sytuacja  wymaga bowiem subtelności, tej zaś obecnej władzy całkiem brakuje, o czym najlepiej czy raczej najgorzej świadczy lumpenproletariacki gest posłanki PiS Joanny Lichockiej, symboliczny zwłaszcza dla pacjentów oddziałów onkologii, którym odmówiono pieniędzy, adresowanych do propagandzistów z reżimowej telewizji.

We Francji w ostatnich tygodniach rekordy popularności bije „Dżuma” Alberta Camusa, powieść w której epidemia, chociaż niezmiernie sugestywnie przedstawiona, stanowi wyłącznie pretekst do naszkicowania najważniejszych problemów świata, podobnie jak gruźlica w „Czarodziejskiej górze” Tomasza Manna czy nałóg hazardu w „Graczu” Fiodora Dostojewskiego. A u nas wicepremier  do spraw kultury Piotr Gliński chwali się – jakby miał czym – że nie doczytał do końca ani jednej książki jedynej żyjącej polskiej noblistki Olgi Tokarczuk.

Problem obecnej władzy polega nawet nie na tym, że pozostaje bezradna wobec zjawiska, z którym musi się zmierzyć. Tkwi w tym, że inaczej ona nie potrafi. Przy okazji świętowania stulecia niepodległości, które przez ironię historii przypadło na fatalne rządy PiS nikt z oficjeli nie przypomniał, że Polacy musieli wówczas przeżyć nie tylko pierwszą wojnę światową ale też związany z nią niedostatek i braki w zaopatrzeniu jak również niebezpieczną grypę „hiszpankę”. Do tego potrzeba jednak wiedzy i wyobraźni, tych zaś władzy brakuje. Nie lepiej też z przyzwoitością.        

Nic nowego. W 1997 r. jeden z wicewojewodów wziął urlop akurat na czas powodzi – było przecież lato, trzeba wypocząć . W studiu TVP prowadzono inscenizacje, które zdemaskowali sami dziennikarze. Cimoszewicz, obecny eurodeputowany ze wskazania Grzegorza Schetyny, jako premier pouczał poszkodowanych przez powódź stulecia, że powinni się wcześniej ubezpieczyć. Ale zwykli obywatele zareagowali na tragedię bezprzykładną ofiarnością i gotowością do wzajemnej pomocy. Pamiętam jakw Pałacu Kultury śpiewał na rzecz powodzian  bardzo już wtedy chory Czesław Niemen a do kapelusza wrzucano banknoty o najwyższych – bo byliśmy już po denominacji – nominałach.                         

Również teraz przekazujemy sobie informacje o przydatnych zabezpieczeniach i środkach zaradczych. Klienci aptek okazują się mądrzejsi zarówno od sztabów kryzysowych jak od samych farmaceutów, przynajmniej od tych aptekarzy. co wywieszają  kartki na szybach, że masek chirurgicznych brak, żeby ich nie dręczono pytaniami. Tyle, że po to są, żeby na nie odpowiadać.  

Zwykli Polacy nie przestali ze sobą rozmawiać ani sobie nawzajem pomagać. „Solidarność” jako propisowski związek zawodowy kompromituje się właśnie po raz kolejny, organizując klakę prezesowi TVP Jackowi Kurskiemu, ale pozostają pamięć o tej prawdziwej i historycznej Solidarności nie karierowiczów i zwolenników PiS, tylko dziesięciu milionów. I solidarność pisana przee małe „s”… Wszystko wskazuje, że jej nie zabraknie: nie ulegliśmy panice, w miarę możliwości pomagamy sobie.

Korporacyjna nowo-mowa, celebrycki slang, również codzienny język polityki – okazują się bezradne wobec odmienionej powszedniej rzeczywistości. Znany z biurowców zagranicznych firm imperatyw posłuszeństwa staje się nieprzydatny w sytuacji gdy kierownik nie wie o zagrożeniu więcej od podwładnego. A tam gdzie przyjdzie się przestawić na pracę w domu – osłabnie również lęk przed zwierzchnikiem, bo ponaglające maile nie mają takiej mocy, jak stanie nadzorcy nad pracowniczym biurkiem. Przyjdzie użyć głowy tam, gdzie wystarczała instrukcja.

Korpo-świat, dotychczas sprowadzający swoją rację działania do wielkiich zysków małych ludzi, generowanych z fikcyjnych często działań, nie przewidział zagrożeń. Stąd narastające obawy przed globalnym kryzysem i podejmowane już– od amerykańskiego FED po japońskich decydentów działania interwencyjne.

Niestety rodzimy „kapitalizm peryferii” nie wykazuje w tej kwestii minimum elastyczności. W obliczu podejrzanych działań legislacyjnych władzy (krypto-nacjonalizacyjne zapisy specustawy, które zamiast w mikroby godzić mogą w polskich przedsiębiorców) znów zabrakło powszechnego samorządu gospodarczego, który mógłby wskazać zagrożenia albo wprost  im przeciwdziałać.  Nie odrodził się po zmianie ustroju, za to teraz pojawia się kolejny argument, żeby taką próbę podjąć.

Korona wirusów polityki

Prezydent Andrzej Duda zwrócił się do Sejmu o nadzwyczajne posiedzenie, jakby posłów nie mogła z własnej inicjatywy zwołać marszałek Elżbieta Witek. Ale to nie ona walczy teraz o reelekcję.

Read more

Polacy nie zatracili jednak umiejętności współpracy. Transformacja ustrojowa ją osłabiła ale nie wykorzeniła. Zdolność współdziałania objawia się wciąż tak przy akcjach charytatywnych (nieważne czy to księżowska Szlachetna Paczka czy Owsiakowa Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy) jak zdarzeniach wagi symbolicznej (pożegnanie Jana Pawła II przed piętnastu laty) czy klęskach żywiołowych, wobec których jesteśmy razem. Odpowiedzialność w takim sensie, w jakim pojmowali ją bohaterowie Stefana Żeromskiego z doktorem Tomaszem Judymem z „Ludzi bezdomnych” i Szymonem Gajowcem z „Przedwiośnia” na czele i powracające poczucie inteligenckiej misji, szczególnie dziś ważne dla lekarzy, zastąpić muszą działania, na które ze strony władzy nie ma co liczyć. Umiemy jednak organizować się sami. Dzięki temu polska gospodarka wygląda lepiej niż Sejm.

Maseczki z biustonosza

Na początku lutego miałem zaszczyt i przyjemność uczestniczyć  w konferencji World Summit 2020 w Seulu, w której wzięło udział 3000 osób ze 172 krajów, przedstawicieli biznesu, świata polityki oraz ruchów religijnych. Wyjazd do Korei wiązał się z pewnym ryzykiem, z uwagi na coraz bardziej dramatyczne informacje o przypadkach zachorowań na koronawirusa. Po wylądowaniu na lotnisku […]

Read more

Doskonale, że Polacy nie biorą w tym względzie przykładu z polityków, utyskujących na podziały w telewizyjnym studiu, a pogłębiających je własnymi decyzjami – jak wspomniany już wybór dostawcy testów na koronawirusa, jeszcze przed wejściem w życie osławionej specustawy, znoszącej obowiązek przetargowy, ale… i tak bez przetargu. Najzabawniejsze w tej opowieści, inna rzecz, że czarny to humor, wydaje się odnotowane przez media – muszą tak robić, bo trzeba wysłuchać każdej strony – oburzenie prezesa-beneficjenta. Przywodzi na myśl znanego z opowieści rysunkowych zamieszczanych w „Wyborczej” osobnika o nazwisku Oburz…   Inni szukają odniesień do sytuacji w „Dżumie” Camusa, u nas wystarczy komiks…    

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 7

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here